środa, 30 października 2013

Ulubieńcy października

W tym miesiącu uzbierało mi się kilka produktów, które wyjątkowo chętnie używałam:) Znajdą się też dwie niekosmetyczne rzeczy, miałam zamiar zrobić osobny post o niekosmetycznych ulubieńcach, ale w tym miesiącu jest ich zbyt mało. Może w kolejnym się uda:)


1. Eveline, Extra Soft, Luksusowy balsam odżywczo-energizujący
Bardzo fajny balsam. Świetnie nawilża, ładnie pachnie i dosyć szybko się wchłania. Zapraszam Was na jego recenzje tutaj - klik.


2. Avon, płyn do kąpieli, Wanilia i Figa

Uwielbiam ten produkt! Choć użyłam go dopiero kilka razy to już go polubiłam. Pięknie pachnie, daje dużą, zwartą pianę a zapach utrzymuje się na skórze:) Ma aż 500 ml a kosztował jedynie 10 zł. Serdecznie go Wam polecam.


3. Bath & Body Works, Mgiełka zapachowa, Japanese cherry BLOSSOM 
Mgiełkę dostałam na sierpniowym spotkaniu blogerek. Nie jestem dobra w opisywaniu zapachów, ale ta mgiełka pachnie cudownie. Kwiatowo, ale jednocześnie tak kobieco i wykwintnie.



4. Quiz Cosmetics, Błyszczyk do ust Supergloss Nr 40
Bardzo fajny błyszczyk. Delikatnie różowy, nadaje piękny połysk. Utrzymuje się około 2 godzin i przyjemnie, słodko pachnie. Nie pozostawia smug, łatwo się nakłada i znika z ust równomiernie.


5. Lovely, Natural Beauty, Róż do policzków 03
Róż idealny dla mnie, bardzo delikatny. Trzeba dość sporo go nałożyć, żeby było go widać, ale nie ma możliwości zrobienia sobie nim plam. Będzie o nim oddzielny post.


I przyszła kolej na dwóch niekosmetycznych ulubieńców.


6. Płatki Just Fit z Biedronki
Moje ulubione:) Jem je praktycznie co rano. Są to płatki pszenne z dodatkiem płatków w polewie jogurtowej oraz z suszonymi morelami i truskawkami. Pycha! :) Jeśli jeszcze ich nie jadłyście to koniecznie musicie spróbować.


7. Biofix, herbata o smaku żurawiny z granatem
Smak jest obłędny! Herbaty Biofix to herbaty ekologiczne a nie aromatyzowane więc zrobione są z prawdziwych suszonych owoców. Wybór smaków jest gromny. Polecam:)


To już wszyscy moi ulubieńcy na ten miesiąc. Co o nich myślicie? Jacy są Wasi ulubieńcy października?

Pozdrawiam, Margaritess. :)

poniedziałek, 28 października 2013

Araika.art po raz drugi

Dziś przychodzę z szybkim postem na temat bransoletki, która kupiłam u Araika.art. To już drugi mój zakup u przesympatycznej Pani Dagmary, pierwszy możecie zobaczyć tutaj - KLIK

Bransoletka jest prześliczna, jest wykonana z rzemieni płaskich w kolorze różowym i czarnym oraz dodatkiem słodkiego serduszka. Chcę jeszcze zaznaczyć, że kontakt z Panią Dagmarą jest doskonały, szybko odpowiada na wiadomości i w ekspresowym tempie wykonuje zamówienie:)

Teraz zapraszam Was na pokaz zdjęć:)







Jak Wam się podoba moja nowa zdobycz? :)

Pozdrawiam Was ciepło, Margaritess. :)

piątek, 25 października 2013

Kilka nowości :)

Zazwyczaj nie robię postów zakupowych, bo tak naprawdę nie kupuję dużo rzeczy a jak już coś kupię, to są to pojedyncze produkty, które zaraz chowają mi się po szafkach:) Ale w tym miesiącu kupiłam dość sporo i postanowiłam zebrać to w jedną całość i Wam pokazać:)


Sweter, C&A, cieplutki i mięciutki:)


Buty, które dokładniej możecie obejrzeć tutaj klik.


Avon, Płyn do kapieli, Wanilia i Figa - pachnie obłędnie:)
Avon, antyperspirant, Fresh and Soft


Skrzypovita, Włosy, Skóra, Paznokcie - ciekawe czy poradzi sobie z wypadającymi włosami i słabymi paznokciami
Floslek, Żel do powiek i pod oczy ze świetlikiem lekarskim i herbatą

Dzięki uprzejmości mojej koleżanki z Londynu, udało mi się zdobyć kilka rzeczy z Primarka:)





Moje pierwsze woski Yankee Candle:)


To już wszystkie zakupy, które chciałam Wam pokazać. Jak Wam się podobają? :)

Buziaki, Margaritess. :)

środa, 23 października 2013

Floslek, Arnica, płyn micelarny

Płyn micelarny, Arnica do demakijażu skóry naczynkowej, to kolejny produkt, który dostałam na spotkaniu blogerek od firmy Floslek. Na wstępie powiem, że nie mam skóry naczynkowej, więc nie jestem w stanie rozpatrywać tego kosmetyku pod tym kątem.


Skład:

Aqua, Poloxamer 184, PEG-60 Almond Glycerides, Glycerin, Phenoxyethanol, Panthenol, Propylene Glycol, Arnica Montana Flower Extract, Arnica Chamissonis Flower Extract, Polysorbate 20, Ethylhexylglycerin, Parfum, Disodium EDTA, Allantoin, Triethanolamine.



Od razu zaznaczę, że zdecydowanie bardziej wolę mleczka do demakijażu, jednak jak już dostałam płyn micelarny to postanowiłam, że go przetestuje i być może polubię. Niestety po tym produkcie moje zdanie o płynach micelarnych się nie zmieniło a tego na pewno ponownie nie kupię. 

Może zacznę od plusów. Płyn bardzo ładnie, delikatnie pchnie. Z makijażem twarzy radzi sobie dobrze. Ja nie nakładam dużo makijażu, zazwyczaj na twarzy mam tylko podkłąd bądź puder, jednak myślę, że z większym makijażem twarzy też sobie poradzi. Dokładnie oczyszcza buzię, trochę nawilża, twarz po nim nie jest ściągnięta. Jednak taki sam efekt osiągam używając toniku z Ziaji, który kosztuje 7 zł a ten płyn kosztuje około 16 zł za taką samą pojemność 200ml.



Otwieranie jest dość solidne, jednak otwór, przez który wylewamy płyn jest trochę za duży i często zbyt duża ilość produktu ląduje na waciku. Najwiekszy minus, który dyskwalifikuje ten płyn jest taki, że kompletnie nie radzi sobie z demakijażem oczu! Dodatkowo ja na oczach zazwyczaj mam tylko tusz i nawet z tym sobie nie poradził. Tusz rozmazuje mi się po całym oku i muszę długo trzeć i trzeć, aby w końcu moje oko było czyste. Przez to mam zaczerwienione i podrażnione oczy. Przy pierwszym użyciu powieki bardzo mnie szczypały, jednak teraz to ustąpiło.

Podsumowując płyn micelarny arnikowy z Flosleku nie przypadł mi do gustu i na pewno nie kupię go ponownie. Szkoda, bo bardzo lubię firmę Floslek (zwłaszcza żele pod oczy), ale jak wiadomo nawet w najlepszej firmie zawsze znajdzie się coś co komuś nie podpasuje.

Może Wy macie inne zdanie na jego temat? A może macie swoje ulubione płyny micelarne?

Pozdrawiam, Margaritess. :)

poniedziałek, 21 października 2013

Pollena-Ostrzeszów, Biały Jeleń, Hipoalergiczny szampon do wlosów

Szczerze mówiąc, nie przywiązuje zbyt dużej uwagi do szamponu do włosów i jestem w stosunku do nich mało wymagająca-mają po prostu dobrze oczyszczać włosy i nie sprawiać, żeby były szorstkie w dotyku, bo tego efektu nie znoszę... A niestety Szampon Hipoalergiczny do włosów jasnych, farbowanych blond i rozjaśnionych z octem jabłkowym, który dostałam na spotkaniu blogerek od firmy Pollena Ostrzeszów zapewnia mi właśnie taki efekt.


Od producenta:
Hipoalergiczny szampon Biały Jeleń do włosów jasnych, farbowanych blond i rozjaśnianych przeznaczony jest do włosów osłabionych, zniszczonych, wymagających intensywnej regeneracji i ochrony koloru. Wzmacnia zniszczone zabiegami fryzjerskimi włosy, poprawia kondycję i odżywia. Przedłuża intensywność koloru i dodatkowo izoluje włos od szkodliwych czynników zewnętrznych. Włosy stają się jedwabiście miękkie, pełne blasku i energii, a kolor utrzymuje się zdecydowanie dłużej.
Zawiera:
- oligopeptydy z chleba świętojańskiego - intensywnie regenerujące i wzmacniające włosy,
- kompleks ekstraktów z moreli, jabłka i brzoskwini w medium octu jabłkowego - nabłyszczający i kondycjonujący włos, działający antyoksydacyjnie,
- proteiny pszeniczne - poprawiające kondycję włosa.
Nie zawiera alergenów, silikonów i sztucznych barwników. Przebadany dermatologicznie.




Szampon znajduje się w smukłej, plastikowej butelce, która jest bardzo poręczna i idealnie dopasowana do dłoni. Szata graficzna na opakowaniu również mi się podoba. Zapach jest nawet przyjemny, typowy dla produktów Biały Jeleń, na pewno w zapachu nie czuć jabłka czy też octu jabłkowego.




Konsystencje ma przezroczysta i rzadką. Bardzo słabo się pieni i trzeba użyć naprawdę sporo produktu, aby pokrył całe włosy (zwłaszcza takie długie jak mam ja) i aby zaczął się pienić, przez co jest mało wydajny. Owszem, dobrze oczyszcza włosy jednak sprawia, że są one matowe i szorstkie w dotyku, brrr... Po każdym myciu używam odżywki, która na szczęście niszczy efekt szorstkości, ale już to samo uczucie podczas mycia mnie irytuje. Dodatkowo nigdy nie stosuje odżywek na skórę głowy ani na włosy przy nasadzie, więc nieprzyjemny efekt w tym miejscu zostaje... Mimo, że szampon jest hipoalergiczny, to skóra głowy zaczęła mnie po nim swędzieć...
Niestety szampon u mnie się nie sprawdził, chyba moje włosy nie potrzebują hipoalergicznych ani naturalnych szamponów:) Co do działania rozjaśniającego, nie zauważyłam takich efektów. Szampon nie odżywił też moich włosów, nie poprawił ich kondycji, choć ja tego nie oczekuje od szamponu.

Jego pojemność to 300ml a cena to około 8 zł.

Wiem, że wielu osobom sprawdził sie ten szampon a jak jest u Was? Miałyście go? Jakie macie o nim zdanie?

Pozdrawiam, Margaritess. :)

czwartek, 17 października 2013

Liquid Eyeliner NYC nie do zmycia!

Nigdy nie spotkałam się jeszcze z kredką czy eyelinerem, którego nie da się niczym zmyć, aż do teraz.
New York Color, High Definition, Liquid Eyeliner, który dostałam na spotkaniu blogerek, od FinessCosmetics ma wiele zalet, ale też jedną niewybaczalną wadę.




Jest to eyeliner w pisaku, którym bardzo łatwo zrobić precyzyjna kreskę. Mój jest w kolorze 898 Indigo Blue. Kolor jest bardzo ładny, taki pomiędzy niebieskim a zielonym, ale bardziej skłaniałabym sie ku zieleni, choć na zdjęciu wygląda bardziej na niebieski:) Opakowanie też ma niczego sobie, ładne, czarne, ze skówką, która dobrze się trzyma i nie spada z eyelinera.


A trwałość? Dłuuuuuuga. Niestety tego eyelinera nie da się niczym zmyć. Ani płynem micelarnym ani mleczkiem do demakijażu ani wodą z mydłem. Nie muszę chyba wspominać jak cierpiały moje oczy zanim zdarłam z nich ten produkt.


Jako dowód przedstawiam Wam moją rękę, którą czyściłam preparatami do demakijażu oraz wodą z mydłem. Po całym dniu na ręcę nadal jest ślad. O ile na ręcę on wydaje się niewielki o tyle nie wyobrażam sobie chodzić z takim niedomytym śladem na oku.

Podsumowując nie polecam Wam tego produktu. Być może inne kredki z NYC są dobre, nie próbowałam, ale chciałabym , jednak to co dziś Wam pokazałam jest totalnym niewypałem.

A może Wy miałyście ten eyeliner i macie inne zdanie? Może to tylko ten kolor jest tak ciężko zmywalny.

Buziaki, Margaritess. :)

wtorek, 15 października 2013

Nowe butki :)

Wreszcie kupiłam buty dla mnie idealne. Od kilku sezonów poszukiwałam botków, w których będę dobrze wyglądać, ale nie znalazłam jeszcze takich, w których czułabym się w 100% dobrze, aż do teraz. Może nie są to typowe botki, bo są trochę dłuższe, ale dla mnie to też nie kozaki:) W każdym razie ogromnie mi się podobają:)
Kupiłam je w CCC za 119.90 zł.








Jak Wam się podobają moje buty na jesień? :)

Pozdrawiam, Margaritess. :)

poniedziałek, 14 października 2013

Taką jesień to ja lubię

Jesień to pora roku, za którą nie za bardzo przepadam. Coraz niższe temperatury, deszcze, plucha. Dni są szare, ponure, zachmurzone i zimne. Obecnie nie mam możliwości, aby umilać sobie wieczory ciepłym kocykiem, herbatką, pachnącą świeczką i ulubioną książką, więc jesień nie niesie ze sobą zbyt wiele pozytywnych rzeczy.

A jednak coś się znalazło:)


Piękne, kolorowe liście - za to najbardziej lubię jesień.






A Wy za co najbardziej lubicie jesień?

Przesyłam ostatnie promyki słońca,
Margaritess. :)

sobota, 12 października 2013

Catrice, Made To Stay

Niewiele piszę o kolorówce, ponieważ mało się maluję, ale tak polubiłam ten produkt, że muszę o nim napisać. Mowa tutaj o cieniu z Catrice, Made To Stay, Longlasting Eyeshadow, w numerze 080 Copper & Gabbana.







Cień zamknięty jest w bardzo ładnym, szklanym słoiczku. To długotrwały cień w kremie o przepięknym brudnozłotym kolorze. Cień jest bardzo rozświetlający, posiada w sobie drobinki brokatu, jednak nie są one nachalne. Przepięknie wygląda na powiece, jest delikatny a równocześnie nadaje kolor i połysk. Utrzymuje się faktycznie długo, jednak ja nigdy nie miewam makijżu przez cały dzień, więc nie wiem czy tyle wytrzymuje, ale podejrzewam, że tak:) Łatwo się go zmywa, po zmyciu na oku nie pozostaje brokat jak po innych tego typu cieniach. Cień się nie osypuje i nie znika z powieki.





Aplikacja cienia na powieke jest bardzo prosta, nakładam go palcami, bo tak mi jest najwygodniej. Konsystencję ma kremową. Pozostaje tam, gdzie go nałożę. Efekt kolorystyczny można stopniować nakładając kolejne warstwy.

Jego pojemność to 5 g a cena to około 16 zł jednak ja go kupiłam w promocji za 8 zł:)

Miałyście ten cień? Jak się u Was sprawdził?

Pozdrawiam, Margaritess. :)

czwartek, 10 października 2013

Wrześniowy projekt denko

O projekcie denko miałam zamiar pisać co dwa miesiące, jednak we wrześniu nazbierało mi się sporo pustych opakowań, dlatego postanowiłam zrobić denko z ostatniego miesiąca.


1. Gillette, Satin Care, Olay, żel do golenia.

Najlepszy żel do golenia jaki miałam! Spełnia swoje zadanie w 100%, jest bardzo delikatny, nie podrażnia i nie ma możliwości, aby zaciąć się przy nim maszynką. Ładnie pachnie i jest wydajny, jednak regularna cena 20 zł to dla mnie trochę za dużo jak na żel do golenia, dlatego czekam na promocję:)

2. Isana, pianka do golenia.

A to znowu, ośmielę się napisać, najgorszy produkt do golenia jaki miałam. Ma małą pojemność, jest tania (ok 4 zł), ale jest mega nie wydajna. Ta cała pianka wylewa się z dłoni, rozjeżdza po nodze i żeby dokładnie pokryć miejsce golenia trzeba jej sporo zużyć. Zapach miała bardzo delikatny. Zdecydowanie bardziej lubię jej siostrę- brzoskwiniową piankę. A jeszcze bardziej lubię żel z Isany.


3. Isana, zmywacz do paznokci o zapachu migdałowym.

Ten zmywacz jest już dosyć znany. Bardzo dokłanie zmywa lakier, nie wysusza ani płytki paznokcia ani skórek. Nie śmierdzi tak jak inne zmywacze, choć mogdałów też nie wyczuwam, ale zdecydowanie nie jest duszący.


4. Ziaja, bio olejek z awokado, krem na dzień i na noc do skóry suchej, zmęczonej.

Bardzo fajny krem. Używałam go na noc, bo na dzień jest zbyt tłusty. Jest bardzo treściwy, gęsty i bardzo dobrze nawilża. Na pewno jeszcze do niego wrócę.

5. Ziaja, kozie mleko, krem I, nawilżanie, cera sucha, skłonna do zmarszczek.

Również świetny krem. Lekki, idealny na dzień. Szybko się wchłania, nie pozostawia tłustej warstwy na skórze i fajnie nawilża. Trochę mniej niż z bio olejkiem, ale na dzień idealny.





6. Be Beauty, żel pod prysznic, Brazylia.

Fajny żel, ładnie pachniał i dobrze mył;) Miał w sobie małe drobinki, które miały być peelingujące, ale absolutnie takie nie były. Na pewno jeszcze go kupię.


7. Nivea, Intense Repair, odżywka do włosów.

Chciałam kupić Long Repair, o której pisałam TU, ale się pomyliłam:) Jednak odżywka była praktycznie identyczna jak Long Repair, więc ją polecam:)


8. Avon, Senses, nawilżająca mgiełka do ciała.

Jeśli chcecie dowiedzieć się o niej czegoś więcej to zapraszam na jej recenzję TU. Idealna na lato, szybko się wchłania i dobrze nawilża, jednak na zimę potrzebuję czegoś treściwszego.




9. Avon, mleczko do demakijażu oczu z odżywką.

 Jest to mój ulubieniec! Świetnie zmywa makijaż oczu, nawet wodoodporny. Nie podrażnia, oczy po nim mnie nie szczypią, nie zostawia także tłustej powłoki na oczach. Dodatkowo jeszcze nawilża okolice oczu! Ja jestem zdecydowaną zwolenniczką mleczek do demakijażu i ten to mój ulubiony produkt. Bardzo lubię jeszcze mleczka z Ziaji.


10. Avon, naturals, pachnąca mgiełka do ciała Mleko i Miód.

Wiem, że te mgiełki są na bazie alkoholu, ale mnie one bardzo pasują. Mają śliczne zapachy, ten mleko i miód był przepiękny, słodki. Dość długo się utrzymują i ja je naprawdę bardzo polecam.

11. Rexona, antyperspirant, Clear Diamont.

Używam go od lat i jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Bardzo dobrze mnie chroni i nie mam mu nic do zarzucenia. Ładnie, delikatnie pachnie.



Jeżeli znacie któryś z tych produktów, to koniecznie dajcie znać jak się u Was sprawdziły:)

Pozdrawiam, Margaritess. :)

środa, 9 października 2013

Garnier, Regenerujący krem do rąk

Przyszła pora na przedstawienie Wam mojego ulubieńca wśród kremów do rąk.
Jest to Garnier, Intensywna pielęgnacja bardzo suchej skóry, Regenerujący krem do rąk.



Od producenta:

Regeneruje i odżywia zniszczoną skórę dłoni. Zawiera alantoinę, znaną ze swych właściwości regenerujących, glicerynę, która chroni ręce oraz czynnik filtrujący, który zapobiega przedwczesnemu starzeniu się skóry dłoni.


Właściwie moja recenzja mogłaby się zakończyć na tych dwóch zdaniach od producenta. A to dlatego, że krem robi to, co obiecują nam napisy na opakowaniu. Mam dość suche dłonie, które sprawiają mi sporo problemów, zwłaszcza zimą, a wybawieniem dla mnie jest właśnie ten krem. Używam go na noc, gdyż na dzień jest za tłusty. Pięknie nawilża dłonie i faktycznie je regeneruje i odżywia. Przekonałam się o tym kilka lat temu, gdy miałam przemrożone dłonie a ten krem fantastycznie je ukoił. Skóra po nim jest nawilżona, gładka, miękka i pachnąca:)





Lekko różowa konsystencja jest gęsta, treściwa i tłusta. Mimo to, krem bardzo dobrze się rozprowadza, w miarę szybko się wchłania (jednak w ciągu dnia ten czas może być zbyt długi), nie pozostawia tłustej warstwy na skórze i bardzo przyjemnie, delikatnie pachnie. Zapach utrzymuje się na dłoniach co bardzo mi odpowiada. Krem jest bardzo wydajny, gdyż wystarczy niewielka ilość na obie dłonie.
Ten krem jest moim wybawieniem w okresie jesienno zimowym, ale nie tylko. Używam go praktycznie cały czas od kilku lat. Teraz testuje inny, który mi nie podpasował i na pewno wrócę do tego. Oczywiście kupuję inne kremy, ale ich raczej używam w ciągu dnia i wśród takich dziennych kremów też mam swojego ulubieńca, o którym niedługo napiszę:)

Jego pojemność to 100ml a cena to około 10 zł. Jest dostępny praktycznie w każdej drogerii.

Serdecznie polecam Wam ten krem, zwłaszcza jeśli macie suche dłonie. A może już go znacie? Jestem ciekawa Waszych ulubieńców kremowych:)

Pozdrawiam, Margaritess. :)

poniedziałek, 7 października 2013

Ulubione gazety w ostatnim czasie

Postanowiłam dzisiaj pokazać Wam jakie czasopisma wpadły mi w ręcę w ostatnim czasie. Zdarza mi się czasami czytać coś plotkarskiego, ale coraz rzadziej. Często kupuję też Urodę, ale ostatnio jakoś nie miałam na nią ochoty. Tym razem pokażę Wam nieco inne gazety, bo znajdziecie  w nich w większości inspiracje kulinarne, ale nie tylko.


piątek, 4 października 2013

Lip Tint, Bell

Lip Tint z Bell kupiłam już dawno temu na jakieś promocji w Biedronce. Kosztował niewiele, bo około 6 zł, więc skusiłam się, żeby go wypróbować. Na początku miałam mieszane uczucia, ale to chyba głównie przez kolor czerwony (nr 13), który absolutnie mi nie pasuje.


Producent zapewnia nas, że produkt ten da nam efekt flamastra na ustach, będzie utrzymywał się wiele godzin, a specjalne składniki barwią usta tak, że wydaje się iż mamy makijaż permanentny. Kolor ma być soczysty.


Muszę się zgodzić ze wszystkim co obiecuje producent na opakowaniu. Mimo, że nie używam tego produktu zbyt często ze względu na źle dobrany kolor, to mogę się o nim wypowiedzieć w samych superlatywach. Kolor najzwyczajniej w świecie wtapia się w usta i jakby na nich zasycha, co powoduje bardzo długotrwały efekt. Tint nie ściera się z usta przy jedzeniu czy piciu. Faktycznie usta wyglądają jak po makijażu permanentnym. Gdy po kilku godzinach zaczyna znikać z ust, robi to stopniowo, nie pozostawiając śladów, smug czy zajadów. Nie zbiera się również ani w kącikach ust ani po ich wewnętrznej stronie.



Aplikacja na usta też nie sprawia mi trudności. Mimo, że konsystencja jest dość rzadka i pierwsze nałożenie na usta pozostawia smugi i prześwity, to już kolejne nałożenie nadaje naprawdę ładny czerwony kolor, który jest matowy. Produkt niestety trochę wysusza usta, więc podczas jego używania należy szczególnie zadbać o usta:)



Podsumowując jestem zadowolona z tego Lip Tinta i gdybym kupiła inny kolor to pewnie byłby to mój ulubieniec:)

A co Wy o nim myślicie? Używałyście go?

Pozdrawiam, Margaritess. :)

wtorek, 1 października 2013

Kilka słów o balsamie brązującym Ziaja

Nie lubię używać samoopalaczy, zdecydowanie bardziej wolę balsamy brązujące, choć i tak nie używam ich zbyt często, ponieważ tego nie potrzebuję. Owszem mam dość jasną karnację, dlatego używam go latem, gdy nie jestem jeszcze opalona albo gdy opalenizna już schodzi, jednak zimą moja jasna skóra mi nie przeszkadza:) I tak wtedy jej nie pokazuje.
Ale gdy już potrzebuję zabarwić skórę na ładny odcień brązu to wybieram balsam brązujący relaksujący Ziaja z serii Sopot.



Producent obiecuje, że balsam nadaje skórze równomierny odcień opalenizny, że intensywnie nawilża skórę, chroni przed działaniem wolnych rodników, łagodzi podrażnienia i likwiduje uczucie szorstkości, wyraźnie wygładza i uelastycznia skórę.


Jest to mój ulubienieć jesli chodzi o balsam brązujący. Nadaje skórze przepiękny, brązowy, bardzo naturalny odcień już po 2 godzinach od użycia! Autentycznie jest to taki krótki czas. Oczywiście po pierwszym użyciu efekt jest bardzo delikatny, ale ja już widzę różnicę. Natomiast po drugim użyciu efekt jest już dużo bardziej zadowalający, bo skóra wygląda bardzo naturalnie. Mnie taki efekt wystarcza. Absolutnie balsam nie daje koloru pomarańczowego, ale naprawdę ładny brązowy odcień. Nie ma możliwości, żeby zrobić sobie nim jakieś smugi czy plamy, ponieważ bardzo ładnie się rozsmarowuje, dodatkowo po pierwszym użyciu daje delikatny kolor więc mamy możliwość sprawdzenia czy gdzieś nie ma plamy, choć mnie się to nigdy nie zdażyło. Znika ze skóry również bardzo naturalnie, odcień stopniowo blednie aż w końcu całkowicie znika.



Zgodzę się również z tym, ze nawilża skórę, jednak nie jest to jakieś super nawilżenie więc raczej nie zastapi tradycyjnego balsamu nawilżajacego. Co do wygładzenia i uelastycznienia skóry nie mogę się wypowiedzieć, gdyż nie stosuje tego balsamu regularnie i nie tego od niego oczkuje. Zapach jest delikanty, nawet przyjemny i absolutnie nie śmierdzi samoopalaczem. Co to relaksującej funkcji balsamu to takiej nie zauważyłam:)





Konsystencje ma dość gęstą, kremową i niestety dość długo się wchłania. Nie polecam go nakładać, gdy nie macie zbyt wiele czasu, bo ten balsam niestety potrzebuje dłuższej chwili na wchłonięcie. Ale gdy się wchłonie na pewno nie ubrudzi Wam ubrań czy pościeli.

Jego pojemność to 300 ml a cena to około 12 zł.

Co myślicie o tym balsamie? A może macie inne swoje ulubione balsamy brązujące?

Pozdrawiam, Margaritess. :)