czwartek, 30 czerwca 2016

Miks zdjęć z czerwca

Koniec miesiąca oznacza na blogu tylko jedno - miks zdjęć z czerwca :) W maju nie było takiego miksu a to dlatego, że opublikowałam sporo zdjęć z mojej wycieczki do Łodzi KLIK oraz z wycieczki rowerowej KLIK i nie chciałam Was zamęczać kolejną dawką zdjęć :) Czerwiec, jak każdy miesiąc, upłynął mi bardzo szybko, trochę za szybko, bo nie zdążyłam się nim nacieszyć. W czerwcu były moje imieniny oraz trzecia rocznica bloga. Poza tym było dużo słońca, sporo ciepłych dni i bardzo dużo truskawek :) Zapraszam do oglądania :)
Truskaweczki
Najlepszy letni obiad :)
 Jak trzymać dietę jak wokół takie pyszności :)
 Skrzyneczka na klucze do nowego domku :)
 Imieninowa kawa
Chyba nikt nie ma wątpliwości, że kocham góry ♥
 Dużo kwiatów na podwórku
Mały relaks w upały :)
 Mini SPA w domowym zaciszu
Szara spódniczka kupiona dwa lata temu, dopiero w tym roku doczekała się premiery :)
To już wszystkie zdjęcia, które chciałam Wam pokazać. Po więcej zapraszam Was na mojego Instagrama - KLIK. Nadal Was tam mało :(

Mam nadzieję, że zdjęcia przypadły Wam do gustu :) A jak Wam minął czerwiec?

Buziaki, Margaritess. :)

wtorek, 28 czerwca 2016

Książka na wakacje - wymiana

Pewnie wiecie o tym, że bardzo lubię czytać książki i często też je kupuję. Ale są w mojej mini biblioteczce książki, które nie zaciekawiły mnie jakoś szczególnie i na pewno więcej do nich nie wrócę i niepotrzebnie zabierają mi miejsce :) Dlatego z chęcią dołączam się do akcji organizowanej przez Gosię z bloga Pachnące Inspiracje - KLIK dotyczącej wymiany książek. Akcja polega na wzajemnym wymienianiu się książkami. Wszelkie informacje znajdziecie u Gosi w TYM wpisie, tam też możecie dołączyć swoje oferty książek, które chcielibyście komuś oddać. Moje książki, które chcę oddać/którymi chcę się wymienić znajdziecie poniżej.
 Wiewiórki z Central Parku są smutne w poniedziałki"

poniedziałek, 27 czerwca 2016

Isana, Peeling pod prysznic z proteinami mlecznymi

Ostatnio miałam okazję używać kilku nowych peelingów, które średnio się u mnie sprawdziły, dlatego teraz wracam już do tych ulubionych. Ale zanim to nastąpi, to pokażę Wam jeszcze ostatni nowy peeling, który zagościł w mojej łazience. Jest to peeling pod prysznic z proteinami mlecznymi Isana.
Isana, Peeling pod prysznic z proteinami mlecznymi
Jest to peeling drobnoziarnisty. Swoją drogą nie wiem czemu mam skłonność do wybierania takich peelingów, skoro zdecydowanie bardziej wolę te gruboziarniste :) Opakowanie ma bardzo proste i nie nachalne. Zamknięty jest w wygodnej tubce, która jest miękka i nie ma problemu z wydostaniem z niej kosmetyku.
Skład:
Isana, Peeling pod prysznic z proteinami mlecznymi
Peeling ma rzadką konsystencję, która jak widać na zdjęciu, lubi spływać z dłoni. Jest bardzo delikatny. Posiada dość mało drobinek, które są słabe i średnio radzą sobie ze ścieraniem martwego naskórka. To bardziej żel pod prysznic, chociaż też nie do końca, bo w ogóle się nie pieni. Efekt daje bardzo słaby. Niby skóra jest wygładzona, ale nie tak jak po innych peelingach.
Isana, Peeling pod prysznic z proteinami mlecznymi
Ma bardzo ładny, przyjemny i delikatny zapach, który kojarzy mi się z czystością i świeżością. Niestety jest niewydajny, ponieważ jest rzadki i mimo, że jego pojemność to 200 ml, to wystarczył mi na około tydzień. Nie podrażnia skóry, nie wysusza ani nie powoduje żadnych zaczerwienień.
Isana, Peeling pod prysznic z proteinami mlecznymi
Jest niedrogi, bo kosztuje trochę ponad 5 zł, ale jest niewydajny i słabo radzi sobie z peelingowaniem skóry. Raczej do niego nie wrócę, znam lepsze peelingi :)

A Wy znacie ten peeling? Używałyście go? Jak się u Was sprawdził?

Pozdrawiam, Margaritess. :)

czwartek, 23 czerwca 2016

Rimmel, Wonder'full Volume Colourist Mascara

Jakiś czas temu chwaliłam się Wam, że wygrałam nową maskarę Rimmel - Wonder'full Volume Colourist w konkursie organizowanym właśnie przez tą markę. Byłam bardzo szczęśliwa, ponieważ był to nowy tusz, który dopiero wchodził na rynek. Jestem po dwóch miesiącach testowania tego tuszu, zużyłam go do cna i mogę Wam zrobić jego recenzję. Wszystkie informacje dotyczącego tego tuszu zawarłam w TYM poście - KLIK, ale w skrócie przypomnę, że tusz oprócz malowania rzęs miał za zadanie również je przyciemnić. Przyznam się już na początku, że nie popisałam się jako blogerka, ponieważ nie zrobiłam zdjęć z efektem na rzęsach, ale wybaczcie mi to. Przez ten czas ani raz nie miałam możliwości wykonania takich zdjęć :( Mam jednak nadzieję, że moja recenzja przypadnie Wam do gustu i czegoś się dowiecie o tym produkcie.
Rimmel, Wonder'full Volume Colourist Mascara
Przyznam, że opakowanie bardzo mi się podoba i trafia w mój gust. Jest jednocześnie proste ale też eleganckie. No ale nie opakowanie jest najważniejsze w tuszu do rzęs :) Tusz posiada szczoteczkę, która wielkością idealnie mi pasuje. Nie jest za duża, nie robię sobie nią krzywdy malując rzęsy, choć przy nieumiejętnym nakładaniu tuszu, może troszkę pobrudzić powiekę.
Rimmel, Wonder'full Volume Colourist Mascara
Ten tusz nie jest zbyt mokry, dzięki czemu bardzo dobrze się go nakłada. Utrzymuje się cały dzień, nie osypuje się, nie rozmazuje oraz nie tworzy efektu pandy. To jeden z lepszych tuszy jakich używałam.
Nie skleja rzęs, nie robi grudek. Bardzo ładnie wyczesuje rzęsy, wydłuża je. Pogrubia średnio, raczej nie zauważyłam takiego efektu, ale rzęsy są bardzo ładnie wydłużone i rozdzielone.
Rimmel, Wonder'full Volume Colourist Mascara
Jeżeli chodzi o przyciemnianie rzęs to efekt jest średni, ale to nie znaczy, ze go nie ma wcale. Ja mam dość jasne rzęsy i bez pomalowania praktycznie w ogóle ich nie widać a twarz wygląda blado. Rimmel Wonder'full Volume Colourist po dwóch tygodniach używania powinien przyciemnić rzęsy a efekt powinien utrzymywać się przez kolejne dwa tygodnie. Faktycznie zauważyłam delikatne przyciemnienie - miałam porównanie pomiędzy rzęsami górnymi a dolnymi - ( dolnych rzęs nie maluję tuszem ) i efekt przyciemnienia był, ale bardzo słaby. Nadal bez makijażu, moich rzęs nie było widać. Dodatkowo, pomimo, iż używałam tuszu przez około dwa miesiące ( skończył mi się kilka dni temu ) to obecnie moje rzęsy nie są przyciemnione ani trochę.
Rimmel, Wonder'full Volume Colourist Mascara
Podsumowując, tusz Rimmel Wonder'full Volume Colourist moim zdaniem jest całkiem dobry. Efekt na rzęsach jest fajny, przynajmniej na moich :) Jednak jeżeli chodzi o obietnice na temat przyciemniania rzęs, to muszę powiedzieć, że efekt jest słaby i nie sugerowałabym się tym przy zakupie. Ten tusz jest drogi, bo kosztuje 38 zł w Rossmannie, wiec polecałabym czekać na promocję. Mimo, iż tusz jako kosmetyk do makijażu rzęs spełnił moje oczekiwania i jestem z niego zadowolona, to nie uważam, żeby efekt był aż tak spektakularny, żeby płacić za niego prawie 40 zł :)

Znacie ten tusz? Używałyście go? Jakie macie o nim zdanie? A może dopiero macie ochotę go kupić?
Czekam na Wasze opinie i komentarze ♥

Pozdrawiam, Margaritess. :)

niedziela, 19 czerwca 2016

Zamówienie internetowe w H&M

Nie wszystkie sklepy sieciowe mają swoje sklepy internetowe, ale H&M ma. Lubię ten sklep, są w nim dość fajne ubrania jednak wchodząc do stacjonarnego sklepu H&M, który mieści się w Galerii Jurajskiej w Częstochowie ( tam mam najbliżej ) nie jestem w stanie nic znaleźć. Nie wiem czy ja nie umiem chodzić po tym sklepie, ale ubrania wydają mi się bardzo porozrzucane, nie mogę znaleźć nic co mnie interesuje, wszystko co wpadnie w moje ręce wygląda po prostu jak ścierka do podłogi a nie ubranie. Jednak zawsze gdy wchodzę na stronę internetową tego sklepu to widzę mnóstwo fajnych ubrań, które z chęcią bym przymierzyła. Potrzebowałam ostatnio zwykłych podstawowych topów, ale nie miałam okazji jechać na zakupy, więc postanowiłam, że spróbuję zamówić je przez Internet. Teraz pokażę Wam co kupiłam a później podzielę się z Wami opinią na temat samego procesu kupowania w tym sklepie.
Zamówienie przychodzi do nas w dobrze zabezpieczonej reklamówce. Przywozi je kurier, nie ma na stronie opcji, aby zamówić je pocztą. Wydawało mi się, że zamówienie kurierem przychodzi w 1-2 dni, a ja czekałam około 5 dni, ale być może jest informacja na stronie o czasie zamówienie, nie sprawdziłam tego.
Ubrania są dobrze zapakowane folią, mają metki, tylko nie ma na nich jeszcze cen. Koszulki, które za chwilę zobaczycie kosztowały 24,90 zł a spodenki były przecenione z 39,90 zł na 22,90 zł więc udało mi się je kupić sporo taniej :)
Topy na ramiączkach w kolorze czarnym oraz niebieskim zamówiłam w rozmiarze L, bo taki rozmiar bluzek i topów noszę. Jednak mogłyby być odrobinę mniejsze, choć nie wiem czy znowu M nie byłaby za mała w niektórych partiach. No trudno, na lato luźniejsze koszulki się przydadzą :) Może w którejś się Wam kiedyś pokażę :)
Spodenki, które na stronie są nazwane szorty z diagonalu. Szczerze mówiąc nie wiedziałam co to za materiał i obawiałam się czy nie będą zbyt sztywne, jednak okazało się, że to bardzo przyjemny, miękki, dość cienki materiał. Spodenki zamówiłam w rozmiarze XL, bo taki normalnie noszę i pasują jak ulał, leżą bardzo dobrze.
Ogólnie jestem zadowolona z tego zamówienia i być może będę takie robić częściej. Koszulki mogłyby być mniejsze, ale takie są uroki zamawiania przez Internet. Pewnie w sklepie przymierzyłabym dwa rozmiary i wybrała lepszy, o ile w ogóle bym te koszulki znalazła w sklepie :)

W H&M Online możecie zapłacić tylko kartą kredytową lub za pobraniem. Przyznam, że to mnie na początku odstraszało, bo nie posiadam karty kredytowej a nie chciałam też płacić przy odbiorze, bo istnieje opcja, że ktoś mógłby odebrać moje zamówienie i byłby problem z zapłatą. Ale rozwiązałam ten problem pożyczając kartę od brata :)

Jak podobają Wam się moje ubrania? Zamawiacie coś w H&M przez Internet czy wolicie stacjonarne zakupy?

Pozdrawiam, Margaritess. :)

czwartek, 16 czerwca 2016

Nowości kosmetyczne

Dzisiaj przychodzę do Was z kilkoma nowościami kosmetycznymi. Nie jest tego dużo, zaopatrzam się tylko w to, czego aktualnie potrzebuję. Nie robię zbyt dużych zapasów, zwłaszcza, że mam taką osobę w rodzinie, która na różne okazje obdarowuje mnie jakimś kosmetykiem, więc i tak jakieś zapasy się gromadzą :) Ale nie będę już przedłużać, przechodzę do pokazywania Wam moich nowości.

Odżywki do włosów Nivea - Long Care&Repair oraz Repair&Targeted Care. Uwielbiam odżywki z tej firmy. Świetnie działają na moje włosy, jednak przez to, że mam bardzo długie włosy, jedno opakowanie starcza mi na około 2 tygodnie używania a włosy myje co 2-3 dni, więc muszę często je kupować. Kosztują 12 zł, pamiętam czasy jak kupowałam je za niecałe 10 zł :)
Ziaja, Masło kakaowe, Kremowe mydło pod prysznic oraz krem do rąk. Ziaja to kolejna firma, którą uwielbiam, ich żele/mydła pod prysznic są świetne. Masło kakaowe bardzo lubię, zapach jest obłędny :)
SEYO Pleasures, żel pod prysznic Słodka Malina. Ta firma i ten żel do dla mnie zupełna nowość, nigdy wcześniej nie miałam z nią styczności. Zapach słodka malina jest obłędny! Po prostu do zjedzenia :)
Lirene, Żurawinowy peeling cukrowy. Jeden z moich ulubionych peelingów, ostatnio pisałam o peelingach z Lirene. Tak jak wspomniałam, bardzo go lubię, dobrze się u mnie sprawdza, dlatego postanowiłam go ponownie kupić.
Green Pharmacy, Bath Soap, Mydło toaletowe jagody goji i olejek migdałowy. O tej firmie słyszałam, ale jeszcze nic z niej nie miałam. Mydełko pachnie bardzo fajnie i na pewno dobrze się u mnie sprawdzi.
To już wszystkie moje zakupy. Przyznacie, że są to same potrzebne kosmetyki :) Miałyście któryś z tych kosmetyków? Jakie macie o nich zdanie? A może Wam udało się ostatnio coś fajnego upolować?

Pozdrawiam, Margaritess. :)

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Słoneczny weekend

Miniony weekend spędziłam bardzo miło i przyjemnie, pogoda też dopisała :) W niedzielę wybraliśmy się na lody i do parku miejskiego, aby troszkę się zrelaksować. Na zdjęciach uwieczniłam cudowny klimat letniego dnia więc pomyślałam, że podzielę się nimi z Wami :) Zapraszam do oglądania :)

Miejski park i fontanna

niedziela, 12 czerwca 2016

20 faktów o mnie + Trzecie urodziny bloga

Witam Was w tym wyjątkowym dla mnie dniu. Dziś mój blog obchodzi swoje trzecie urodziny. Bardzo szybko to minęło, nawet nie wiem kiedy. Gdy zakładałam bloga, nie przypuszczałam, że uda mi się blogować tyle czasu, zwłaszcza, że jak same pewnie zauważyłyście, mój blog nie cieszy się mocną popularnością ani ilością czytelników. Ale ja się nie poddaję, piszę, bo lubię i chcę dzielić się pewnymi rzeczami z szerszą grupą odbiorców i dlatego nie przestanę nawet gdy będzie mnie czytać kilka osób :) Nawet dla tych kilku-kilkunastu osób warto pisać bloga :)
Aby uczcić rocznicę mojego bloga postanowiłam, że podzielę się z Wami 20 faktami o mnie. Kiedyś miałam zamiar zrobić TAG 50 faktów o mnie, ale doszłam do wniosku, że pewnie nie ma nikogo kto chciałby aż tyle o mnie wiedzieć :)

20 faktów o mnie
1. Lubię rozwiązywać krzyżówki i często to robię. 
Żródło
2. Uwielbiam patrzeć na lecące samoloty. Zawsze zastanawiam się gdzie ten samolot leci, kto nim podróżuje i dlaczego. 
3. Nawiązując do poprzedniego faktu, nigdy nie leciałam samolotem. Może dlatego tak mnie one fascynują.
4. Pije bardzo dużo herbaty, ponieważ ją uwielbiam. Najbardziej lubię owocowe, ale lubię też zielone, czarne, aromatyzowane. Cały czas próbuje nowe połączenia smakowe. 
5. Kocham Boże Narodzenie i cały rok na nie czekam. Bardzo lubię ten czas przedświąteczny, gromadzenie ozdób, strojenie domu/choinki, wybieranie prezentów dla bliskich no i wreszcie przychodzi sam czas Świąt. 
6. Wolę obdarowywać bliskich prezentami niż sama je dostawać. Zawsze czuję się niezręcznie wiedząc, że ktoś musiał wydać pieniądze po to, aby mi coś kupić. 
7. Cieszę się z każdego drobiazgu, dlatego łatwo trafić prezentem w mój gust. Nie jestem wybredna w tej kwestii i uważam, że każdy prezent mi się przyda. Nigdy nie wybrzydzam.
8. Bardzo lubię gotować i piec ciasta.
9. Boję się burzy.
10. Zawsze martwię się na zapas i wszystkim się stresuję. 
11. Uwielbiam czytać i kupować książki.
12. Mam problem z asertywnością. Nie potrafię odmawiać i często robię coś wbrew sobie tylko dlatego, żeby kogoś nie urazić. 
13. Jestem w "gorącej wodzie kąpana". Wszystko muszę mieć "na już", "na teraz".
14. Jestem bardzo nerwowa. Szybko się złoszczę i denerwuję.
15. Kiedyś miałam 3 koty, teraz niestety mam tylko jednego staruszka :)
16. Jestem zmarzluchem, najbardziej marzną mi dłonie i stopy.
17. Lubię oglądać programy kulinarne. 
18. Niestety mam niską samoocenę, często potrzebuję czyjejś aprobaty, aby wiedzieć, że ładnie wyglądam lub że coś dobrze robię. 
19. Uwielbiam grillować. W sezonie letnim i wakacyjnym mogłabym grillować co tydzień :)
20. Lubię wszelkiego rodzaju wycieczki i wyjazdy. Bardzo mnie to relaksuje i pomaga zapomnieć o problemach. Jednak niestety nie często mam na to okazję. 
21. Bonusowy fakt :) Kocham polskie góry. W Tatrach jestem zakochana, jeżdżę tam co roku i cały czas mam niedosyt. 
I jak podobają Wam się fakty o mnie? Dowiedziałyście się czegoś ciekawego? Może w niektórych względach jesteście podobne do mnie? Czekam na Wasze komentarze ♥

Buziaki, Margaritess. :)

czwartek, 9 czerwca 2016

Lirene, Kokosowy peeling solny

Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją kolejnego peelingu do ciała. Nowe peelingi Lirene poznałam w grudniu, przetestowałam wszystkie trzy - Żurawinowy - KLIK, Mango - KLIK oraz Kokos, o którym piszę dzisiaj. Kokosowy peeling solny Lirene niestety wypadł najsłabiej z całej trójki. 
Lirene, Kokosowy peeling solny
Skład:
Propylene, Glycol Glycerin, Sodium Chloride, Sugar, Silica, Dimethyl, Silylate, Glyceryl Stearate, Peg -100 Stearate, Sodium Laureth Sulfate, Phenoxyethanol, Methylparaben, Propylparaben, Ethylparaben, Butylparaben. Parfum, Benzyl Salicylat, Coumarin, Benzyl Benzoate
Lirene kokosowy peeling solny delikatnie oczyszcza ciało, a jego zapach relaksuje i odpręża, pozostając długo na skórze. Lirene kokosowy peeling solny zawiera delikatne drobinki solne, które złuszczają i odświeżają skórę, dzięki czemu zapewniają wygładzenie oraz piękny, zdrowy koloryt. Dzięki wysokiej zawartości Glicerinum Purum, peeling dostarcza optymalną dawkę nawilżenia i pozostawia uczucie jedwabiście miękkiej i jędrnej skóry. 
Lirene, Kokosowy peeling solny
Kokosowy peeling, tak jak pozostałe, ma bardzo ładną, minimalistyczną szatę graficzną. Przyciąga oko. Peeling ma dość gęstą konsystencję, trochę za gęstą jak na opakowanie w tubce i ciężko go wydostać. Posiada niezbyt wiele drobno zmielonych drobinek, które są naprawdę bardzo delikatne. Nie wiem czemu, ale ten peeling dość ciężko rozsmarowuje się na skórze. Moim zdaniem, średnio ściera martwy naskórek. Skóra nie jest aż tak wygładzona jak po innych peelingach, jest jedynie miękka, ale nie jest zbyt gładka.
Lirene, Kokosowy peeling solny
Zapach też jest dość kiepski. Nie bardzo czuję w nim kokos, zapach jest raczej chemiczny, trochę alkoholowy. Może po dłuższym wąchaniu czuć odrobinę kokosa, ale zapach nie przypadł mi do gustu. Peeling nie nawilża ani nie wygładza skóry. Naprawdę kiepsko się u mnie sprawdził, na pewno do niego nie wrócę. Za tubkę 220 g zapłacimy około 14 zł.

Teraz przedstawię Wam ranking peelingów Lirene.
Lirene, Kokosowy peeling solny
W mojej ocenie, najlepszy z tych wszystkich peelingów jest Żurawinowy peeling cukrowy, o którym pisałam TUTAJ. To on najlepiej spełnił moje oczekiwania, jest gruboziarnisty i świetnie radzi sobie z martwym naskórkiem. Dodatkowo cudownie pachnie. Drugie miejsce zajmuje Ujędrniający peeling MANGO, o którym pisałam TUTAJ. Jest trochę słabszy od żurawinowego, ale nadal dobrze peelinguje skórę, która jest po nim gładka i przyjemna w dotyku. Zapach również bardzo mi się podoba. Oba te peelingi bardzo Wam polecam. Ostatnie miejsce zajmuje Kokosowy peeling solny, z powyższej opinii dowiedziałyście się dlaczego :) Być może sprawdzi się osobom, które lubią drobnoziarniste peelingi, ja jednak zdecydowanie wolę mocniejsze zdzieraki, zwłaszcza, że ten nie do końca radzi sobie z peelingiem skóry.

Używałyście któryś z tych peelingów? Jakie macie o nich zdanie? A może planujecie któryś kupić? Czekam na Wasze komentarze ♥

Buziaki, Margaritess. :)

środa, 1 czerwca 2016

Hean, Slim no limit, Peeling do ciała Owocowe SPA

Wracam do Was z kosmetycznymi recenzjami, mam nadzieję, że się cieszycie :) Ostatnio nie miałam głowy do kosmetyków, ale może teraz się to zmieni. Dziś będzie o peelingu do ciała Hean, Owocowe SPA o zapachu jagód acai i wiśni japońskich. Ten peeling używałam jakiś czas temu i już go zużyłam, ale dopiero teraz mam okazję o nim  napisać.
Skład:
Peeling zamknięty jest w miękkiej tubce, dzięki czemu jesteśmy w stanie wycisnąć produkt prawie do samego końca :) Pachnie całkiem przyjemnie, owocowo, powiedziałabym nawet, że wiśniowo. Zapach nie jest zbyt intensywny i nie utrzymuje się na skórze. 
Peeling posiada wiele drobno zmielonych drobinek, które bardzo dobrze peelingują skórę. Peeling jest dość delikatny, ale naprawdę dobrze radzi sobie ze ścieraniem martwego naskórka. Moim zdaniem jest to peeling drobnoziarnisty, choć da się w nim wyczuć mocniejsze drobinki. Skóra jest po nim ładnie wygładzona. Nie podrażnia ani nie wysusza skóry. Nie miałam też po nim żadnych zaczerwienień. Nadaje się do używania zarówno na sucho jak i na mokro, dobrze się go nakłada i nie spływa z ciała. Peeling nie jest tłusty i nie pozostawia lepiącego filmu na skórze.

Dobrze się u mnie sprawdził i pewnie jeszcze kiedyś do niego wrócę. Mogę go Wam polecić. Za 200 ml kosztuje poniżej 10 zł, dostaniecie go w Rossmannie.

Znacie ten peeling? Używałyście go? Jak się u Was sprawdził?

Buziaki, Margaritess. :)